I choć na zegarze wybijała 20, ja byłam na nogach od 5, po wielogodzinnej podróży z PKP i przygodach z tym związanych, to chęć upieczenia czegoś dobrego sprawia, że jak za dotknięciem magicznej różdżki zapomina się o zmęczeniu i człowiek się odstresowuje :) Wtedy mój chłopak zwykle mówi: "ja nie wiem skąd Ty bierzesz na to siłę" - magia jakaś po prostu ;)
Ale wróćmy do ciastek. Są chyba najprostsze w świecie, dzięki amoniakowi (którego zapach o którym pisałam wcześniej może odrzucać, choć ja go uwielbiam!) rosną jak szalone, świetnie chrupią i dobrze smakują. Tak domowo. Nie muszą mieć idealnych kształtów, wystarczy nóż albo radełko i do dzieła, tu liczy się głównie smak, ten który chyba większość z nas kojarzy z dzieciństwa.
Te ciastka często można spotkać w cukierniach, sprzedawane na kilogramy albo od razu pakowane w paczuszki, ale kiedy przeczytacie przepis i zobaczycie, że upieczenie ich to nic skomplikowanego, będziecie piec je do kawy co tydzień w hurtowych ilościach i rozdawać po rodzinie i znajomych, tak jak to w zwyczaju ma robić moja babcia ;) Bo do takich smaków warto wracać :) A długie, jesienne wieczory są do wypiekania wprost idealne :)
Przepis jest "zlepkiem" tego co robiła moja babcia, tego co w swoim przepiśniku zapisała moja mama i tego, co napisano na opakowaniu amoniaku :)
Składniki (2 duże blachy ciastek):
- 2,5 szklanki mąki pszennej (+ do podsypania)
- 1/2 szklanki cukru pudru
- 2 łyżeczki amoniaku
- 125 g masła lub margaryny
- 1 jajko
- 1 żółtko (białko zostawiamy do posmarowania ciastek)
- 2 łyżki gęstej, kwaśnej śmietany 18%
- cukier do posypania
Po tym czasie ciasto dzielimy na pół. Jedną część rozwałkowujemy na blacie oprószonym mąką na duży prostokąt o grubości ok. 0,5 cm, a drugą wkładamy do lodówki żeby nie straciła temperatury.
Radełkiem lub nożem wykrawamy kwadratowe ciastka. Układamy je na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia. Smarujemy każde ciastko rozkłóconym białkiem i posypujemy cukrem. Analogicznie postępujemy z drugą częścią ciasta.
Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 150 stopni przez ok. 15 min (ciastka lekko się zarumienią).
Studzimy na kratce.
Smacznego! :)
A na deser: "może nie zauważy jak zjem jedno" :))
Pyszne ciasteczka, sama nigdy jeszcze takich nie piekłam :)
OdpowiedzUsuńPieskowi widać też smakowały!
Na pewno pyszne i to pudełeczko też słodkie :)
OdpowiedzUsuńŚliczne ciastka :)
OdpowiedzUsuń