Były hitem zeszłorocznych Świąt. Są miękkie i po prostu rozpływają się w ustach. Jury w składzie najbliżej rodziny uznało, że te które kupowali w sklepie, już więcej nie zostaną kupione, pozostaje tylko wyrób domowy. Z jednej strony można byłoby powiedzieć, że są nieobiektywni, wiadomo, to w końcu rodzina i wypada im chwalić, ale z kolei z drugiej: po co mieliby kłamać, jeśli na prawdę były dobre? :) Tak zachwalali, że kolejna partia wyszła z mojej fabryki dopiero prawie 12 miesięcy później, czyli wczoraj i grzecznie teraz czeka do wtorku (nie dało się uniknąć wstępnej degustacji, bo przecież nikt nie weźmie kota w worku ;)). Dlaczego tyle musieli czekać? Żeby się nie przejadło i żeby znów mój wyrób odebrał certyfikat najwyżej jakości ;) Czy Wy też chcecie otworzyć własną manufakturę i dostać od rodziny dyplom czeladnika - cukiernika? :) Przepis na sukces jest niżej :)
Składniki:
- 1 opakowanie suszonych śliwek
- 100 ml rumu
- 150 g marcepanu
- 100 g czekolady mlecznej
- 50 g czekolady gorzkiej
- 4 łyżki śmietany 30/36 %
Śliwki zalewamy rumem. Odstawiamy na 12 h lub na całą noc. Namoczone śliwki odsączamy i nadziewamy kulkami marcepanu wielkości orzecha laskowego.
Czekolady rozpuszczamy ze śmietaną w kąpieli wodnej. Nadziewamy każdą śliwkę na wykałaczkę i zanurzamy w czekoladzie. Odkładamy na kratkę, aż czekolada zwiąże.
Smacznego! :)
muszą być pyszniutkie :)
OdpowiedzUsuńIdealne świąteczne połączenie ;)
OdpowiedzUsuńNabrałam ochoty żeby zrobić:)
OdpowiedzUsuńCudowne ! A pomyśleć że kiedyś bym ich do ust nie wzięła :)
OdpowiedzUsuńu mnie byłyby chwilkę:)
OdpowiedzUsuńWooow! Muszę je koniecznie zrobić! Zdrowych i Spokojnych Świąt życzę :)!
OdpowiedzUsuńCo tu dużo gadać, takie śliweczki są FANTASTYCZNE!!! :-)
OdpowiedzUsuń