Zapadło mi to w pamięci do tego stopnia, że zawsze marzyłam o tym, żeby zrobić właśnie takie idealne pączki. Może to już wtedy "zaiskrzyło" między mną, a słodkimi wypiekami? :)
Dojrzewałam do tego, był lekki stres, że nie wyjdą, że będzie wielki zawód, ale przyszedł w końcu ten dzień, kiedy postawiłam wszystko na jedną kartę i zupełnie spontanicznie zrobiłam pyszne pączki!
Spontanicznie, bo spojrzałam na kilka przepisów, "wyjęłam" z pamięci jak robi je babcia i składając to wszystko w jedno, stworzyłam swój ideał :) Spełnienie dziecięcych marzeń :)
Ale to nie wszystko. Moje wymarzone pączki musiały mieć wyjątkowe nadzienie. I tym sposobem tłustoczwartkowy przepis planowałam już w lipcu! Do nadziania swoich pierwszych pączków z prawdziwego zdarzenia użyłam domowej konfitury różanej (tartych płatków róż), którą przygotowałam w wakacje, specjalnie do tego celu :) Czekała ponad pół roku, w tym czasie jeszcze bardziej zyskała na smaku, ale przede wszystkim na aromacie.
Moje pączki nie mogły sobie życzyć lepszego nadzienia :))
Spróbujcie, warto! :)
Składniki (30 sztuk):
- 40 g drożdży świeżych
- 1 szklanka ciepłego mleka
- 500 g mąki (+ do podsypywania)
- 4 żółtka
- 1 jajko
- 100 g rozpuszczonego, wystudzonego masła
- 80 g cukru
- sok wyciśnięty z 1/2 cytryny
- skórka otarta z 1 cytryny
- szczypta soli
- słoik konfitury różanej
Przygotowujemy rozczyn. Drożdże rozpuszczamy w 1/2 szklanki mleka, dodajemy łyżeczkę cukru i łyżkę mąki, mieszamy i odstawiamy na ok. 15 min, aż mieszanka "ruszy".
W dużej misce mieszamy mąkę, sól i cukier. Dodajemy rozczyn, żółtka, jajko, pozostałe mleko oraz sok i skórkę z cytryny, mieszamy ciasto drewnianą szpatułką lub łyżką, na koniec dodajemy masło i mieszamy do połączenia składników.
Wyjmujemy ciasto i wyrabiamy je na blacie oprószonym mąką, aż będzie elastyczne (może być odrobinę klejące) - ważne, żeby ciasto było dobrze wyrobione i "napowietrzone". Odkładamy ciasto do miski oprószonej mąką, przykrywamy ściereczką i odstawiamy do wyrośnięcia (musi podwoić objętość) na 1 - 1,5 h w ciepłe miejsce.
Wyrośnięte ciasto dzielimy na pół (pozostałą połówkę wkładamy do miski i przykrywamy ściereczką, żeby nie obsychało), pierwszą część rozwałkowujemy na oprószonym mąką blacie na grubość ok. 1 - 1,5 cm. Wykrawamy pączki szklanką o średnicy 5 - 7 cm. Odkładamy na omączoną blachę/tacę, przykrywamy ściereczką i odstawiamy do ponownego wyrośnięcia na ok. 20 min. Analogicznie postępujemy z drugą częścią ciasta.
Wyrośnięte pączki smażymy na tłuszczu rozgrzanym do temp. 175 stopni
na złoty kolor (polecam domowy sposób na sprawdzenie czy temperatura jest odpowiednia - wrzucamy na rozgrzany tłuszcz obrany kawałek ziemniaka, jeśli zacznie się smażyć, możemy zaczynać :)). Usmażone pączki kładziemy na ręcznikach papierowych w celu odsączenia.
Odsączone pączki nadziewamy konfiturą z róży (lub marmoladą) za pomocą szprycy z końcówką do nadziewania. Następnie lukrujemy lub posypujemy cukrem pudrem.
Smacznego! :)
Lukier:
- 3/4 szklanki cukru pudru
- 2 łyżki gorącej wody
Prześliczne! Idealne wręcz :)
OdpowiedzUsuńGià dovevano essere ottimi, poi con quella glassa devono essere irresistibili!!!!!
OdpowiedzUsuńBuon week end
Jeśli to taka miłość od pierwszego wejrzenia z dzieciństwa to... doskonale ją odwzorowałaś:)
OdpowiedzUsuńPyszne pączusie :) podziel się! Z domową konfiturką - mniam!
OdpowiedzUsuńPączki musiały być przepyszne. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńaż mi ślinka leci na widok tych pączuszków :)
OdpowiedzUsuńSą naprawdę piękne!
OdpowiedzUsuńJakie pyszne! :)
OdpowiedzUsuńWspaniale wyglądają :)!
OdpowiedzUsuńPrawdziwe pączki tylko z różą! Piękne i kształtne Ci wyszły :)
OdpowiedzUsuń